Długo mnie tu nie było. Nie mogę zgonić tego na nadmiar obowiązków, nie miałem raczej weny do pisania tekstów. Bycie ojcem to dość skomplikowany proces, który w sumie dopiero się w moim przypadku zaczyna. Bycie ojcem, moje pierwsze przemyślenia.

Pierwsze przemyślenia. Początki.

Na tym zdjęciu widzisz moją ukochaną żonę i  córczkę. Co w tym zdjęciu jest dziwnego? W zasadzie nic oprócz tego, że bycie ojcem choć trochę poczułem kilka tygodni po narodzinach córy. W zasadzie od momentu pojawienia się koronawirusa w Polsce nie dane mi było ani razu wejść z Karoliną do lekarza. Nigdy nie mogłem zapytać lekarza o wszystko to co w mojej głowie plątało się każdego dnia. Nawet gdy miałem czasami chęć zadać pytania przez Karolinę było to ciężkie i nic dziwnego. Nie dość, że miał swój bagaż emocji i stresu, zawsze kilka pytań to i procedury związane z obostrzeniami szybko ucinały możliwość dłuższej rozmowy z panem doktorem. Moje wizyty zaczynały i kończyły się na krawężniku w towarzystwie kochanego psa Majlo, który jest z nami wszędzie!

Faktycznie niewiedza związana z COVID 19, nakręcanie się i oglądanie wiadomości nie pomagało nam w spokojnym oczekiwaniu narodzin. W pewnym momencie totalnie wariowaliśmy. Ponieważ z psem wychodzę 4-5 razy dziennie to co rusz zakładałem nowe rękawiczki, maseczkę, czyściłem klamkę a wszystko dlatego, że nie wiedziałem co może się wydarzyć w momencie kiedy Karola złapię wirusa. Żyliśmy w niewiedzy. Bycie ojcem zdawało się być wtedy jeszcze pojęciem tylko teoretycznym – choć czułem ogromną odpowiedzialność.

Dodatkowym stresem była dla nas zbyt krótka szyjka macicy, pessar i w konsekwencji wcześniejsze urodzenie dziecka.

Huśtawka emocji.

Nie zamierzam tu robić z siebie męczennika i przedstawiać jak miałem źle. Jednak dotychczasowe dzielenie obowiązków z przyczyn niezależnych od nas spadło w większości na mnie. Dobrze, że byłem też w domu i przez Covid nie musiałem jeździć do przychodni ponieważ Karolina nie byłaby w stanie wychodzić z Majlo. Tu zaczęły się moje pierwsze tak zwane sinusoidy emocjonalne. Wiedziałem, że nie ma innej opcji ale często mimo wszystko tak zwyczajnie po ludzku, wkręcałem sobie, że nie jestem w ogóle doceniany. To było błędem. Z drugiej strony nigdy choćbym chciał nie posprzątałbym mieszkania tak jak robi to Karolina. 

Oprócz niewiedzy dotyczącej Covid mieliśmy też deficyt edukacji ( co nikogo chyba nie zdziwi) dotyczący wspomnianej szyjki macicy. Ginekolog uznał, że należy podać Karoli sterydy po to aby Tosia w razie zbyt wczesnego porodu miała w miarę dobrze rozwinięte płuca.

Za kilka dni zatem przyjechaliśmy do lubelskiego szpitala i okazało się, że nie ma dla Karoli miejsca. Po prostu nie ma.

Co musieliśmy zrobić? Siedzieć na ławce i czekać ok 30 minut aż dowiemy się czy w ogóle jest szansa aby dziś nas przyjąć. Dowiedzieliśmy się, że nie. Karolina zaproponowała inny szpital – w rodzinnym mieście – po dłuższej namowie otrzymaliśmy zgodę i pojechaliśmy do Krasnegostawu. Wiesz co się okazało po kilku dniach obserwacji? Lekarze z tego szpitala uznali, że w ich ocenie podawanie sterydów jest bez sensu. No i komu ufać?

Ostatecznie nie sterydów nie podaliśmy

Bycie ojcem -pierwsze przemyślenia. Piątek

Nic nie wskazywało na to, że 21.08.20 będzie dla nas jednym z najbardziej stresujących piątków. Dotychczas nasze wizyty polegały na moim czekaniu na Karolinę u ginekologa. Tym razem było z goła inaczej.

Jeszcze kilka tygodni przed piątkiem kiedy Karola wróciła z obserwacji lekarskiej leżeliśmy w najlepsze z kubkiem kawy rozmawiając i oglądając serial. Trwającą sielankę przerwał ból oraz plamienie. To była gra nerwów, szybkich decyzji. Niewiele myśląc zaproponowałem Karolinie ”wycieczkę” do szpitala już od razu w Krasnymstawie – z bagażami. Po 2 godzinach byliśmy na miejscu. Karolina już została, ja czułem z kolei się znacznie bezpieczniej gdy żona była w już w szpitalu, pod opieką fachowców. Jednym z największych problemów było wysokie nadciśnienie przejawiające się choćby obrzękami stóp.

Modliłem się tylko, żeby wszystko było dobrze.

Bycie ojcem – pierwsze przemyślenia.

Minęło kilka dni. Sytuacja się ustabilizowała a ja od żony otrzymałem jasny komunikat. Jeśli ciśnienie się nie unormuje – będziemy musieli poród przyspieszyć. Kilka dni później Karola otrzymała oksytocynę – wiedziałem, że jesteśmy co raz bliżej. Te kilka dni to było dla mnie kolejne spore wyzwanie. Chyba jak każdy facet, nie lubię czuć bezradności w momencie kiedy moim najbliższym osobom dzieje się krzywda, czują ból. Tak było teraz. Bycie ojcem było nadal teoretyczne – nadal też czułem ogromną odpowiedzialność i potrzebę dawania wsparcia Karoli. 

Karola czuła bardzo mocne bóle, skurcze. Nie potrafiłem w żaden sposób jej pomóc, odbyliśmy kilka mocnych rozmów. Nie były to bynajmniej kłótnie. Musiałbym być skończonym głupcem, żeby w tym momencie mieć do żony jakikolwiek żal. Rykoszetem odbiła się też moja wizyta w domu. Targane mną emocje spowodowały, że pokłóciłem się także z Mamą. Chciałem już wrócić do naszego mieszkania – pobyć z tymi trudnymi emocjami sam. Wyjechałem zatem z domu i zgadnij…

Zadzwoniła moja ukochana żona z najważniejszym wtedy słowem – urodziłam. Usłyszałem w tle płacz Tosi, a następnie płacz Karoli po czym zakończyliśmy rozmowę. Słyszałem w głosie niesamowite zmęczenie.

Bycie ojcem – pierwsze przemyślenia.

U Tosi stwierdzono wysoki poziom bilirubiny. To skutkowało przedłużeniem pobytu dziewczyn w szpitalu. Jedyne co mogłem zrobić to przywieźć Karolinie paczkę od męża!

Bycie ojcem w czasach Covidu jest przechlapane. Gdyby nie technologia nie mógłbym nawet zobaczyć córy. Kolejne tygodnie zatem były obfite w zdjęcia Tosi oraz rozmowy z żoną. Karola przezywała ciężki moment. Nie dziwie jej się – sama w czterech ścianach z mnóstwem wystrzeliwujących niszczących myśli.

Pewnego razu jedna z lekarek oznajmiła Karoli, że Tosia wyciaga języczek. Sugeruje neurologa. Koniec komunikatu i wyjście z sali. Karola została z tym sama – to znaczy nie sama, została z mnóstwem obiekcji i porad, które znalazła w wujku Google.

Kiedyś o tym, że lekarze powinni mieć na medycynie dodatkowy przedmiot w postaci psychologia w komunikacji napiszę oddzielny post – moje przemyślenia 😉

Cała akcja powodowała kolejne stresy, które odbijały się na naszej i tak już trudnej przez koronawirusa sytuacji. Przetrwaliśmy to.

Bycie ojcem – pierwsze przemyślenia. Razem w domu.

Nadal uczymy się Tosi. Każdego dnia kochamy ją jeszcze mocniej i widzimy te minimalne zmiany. Każda wizyta jest dodatkowym wyzwaniem. Konsultacja z neurologiem wykluczyła jakiekolwiek problemy a wyciągnięty język okazał się niebyć żadną patologią. Podobno dzieci bardzo często wyciągają języczki a przyczyn może być mnóstwo. Od poszukiwania pokarmu do problemów z wędzidełkiem.

Bolesne dla naszych oczu są także kontrolne pomiary poziomu bilirubiny.

Dodatkowym problemem okazały się być na początku zaparcia. Spowodowane to mogło być mlekiem, naprzemiennym karmieniem piersią oraz mlekiem ale też nie do końca jeszcze rozwiniętym układem pokarmowym. Na pomoc przyszły priobiotyki. Kilka nocy mieliśmy z głowy.

Bycie ojcem to najpiękniejsza przygoda w życiu. Fascynuje mnie to tym bardziej, że wiem, że to dopiero początek. Tosia jest najukochańszą istotką pod słońcem. Jej bezbronność, zapach i dotyk po prostu mnie rozczula. Nadal uczę się zmieniać pieluchę, myć czy karmić ale wierzę, że przyjdzie mi to szybciej niż mogłoby się  wydawać.

Nieoceniona w całym tym procesie jest Karola. Jej poświęcenie i miłość widoczna jest przeze mnie każdego dnia często powodując wręcz wyrzuty sumienia. Widzę jej zmęczenie ale z drugiej strony ( co już mnie irytuje!) niechęć wzięcia oferowanej pomocy.

To moje pierwsze przemyślenia.

Bycie ojcem jest fajne.

P.s Tosia pokazała mi, że bycie ojcem wymaga dodatkowego czasu. Te przemyślenia zawarłem w podcaście

https://www.youtube.com/watch?v=GdkTDGCnii


A jeśli nie słyszeliście jeszcze mojego podcastu z mega gośćmi no to koniecznie odsłuchajcie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *